piątek, 26 grudnia 2014

Diamonds



Jestem dymem. Nienamacalną masą. Niechcianym wspomnieniem.
Unoszę się. Dryfuję. Ulatniam.
Pojawiam się w Twoim życiu tylko na chwilę, tylko po to, żeby zatruć Cię mną.
Kiedy zniknę tęsknisz do mnie. Szukasz mnie. Bezskutecznie.

Wybiegasz w środku nocy. Czujesz jakby moją obecność w pobliżu. Twoje serce bije szybciej tylko przez chwilę.

Błysk niebieskich świateł. I dym unoszący się wokół Twojego ciała.

Inspiration

wtorek, 23 grudnia 2014

Comeback





Zapominasz o bólu, o wszystkich ranach, które wciąż się goją. 
Zapominasz o bólu, o wszystkich ranach, które wciąż się tworzą.


Nie czujesz. Nie myślisz. 
Wątpisz.
Czy dalej jesteś człowiekiem, czy może już stałeś się zwierzęciem?
Brniesz w nałogi.
Odcinasz się od ludzi. Od przyjaciół.
Uśmiechasz się, chociaż nie masz siły.
Udajesz. 

Znowu.

Pośród zielonych traw, w akompaniamencie cichego powiewu wiatru i zalotnych treli ptaków uciekasz myślami od samego siebie. Przenosisz się do innej rzeczywistości. Do innego wymiaru. Tęsknisz do tego ciepła, do porannej rosy, delikatnie łaskoczącej Twoje stopy o poranku. 

Zapominasz o bólu, o wszystkich ranach, które dopiero się stworzą.


Inspiration

czwartek, 4 grudnia 2014

White walls




Czym jest miłość? Czymże jest kochanie?
Patologicznym stanem, reakcją chemiczną, czy głębokim uczuciem?
Co to znaczy czuć?
Co to znaczy odczuwać?
Co to znaczy kochać?

Pośród czterech białych ścian, wyłożonych białą, puszystą gąbką, znajdują się drzwi. Drzwi, które da się otworzyć tylko z jednej strony.
Mała szybka pokazuje niewielkie zmiany w świecie zewnętrznym.
Ukrywa przed nim wielkie zmiany w mojej psychice.
Szarpię się, odbijam od drzwi, krzyczę, wyrywam sobie włosy z głowy.

Co to znaczy kochać? Czymże jest kochanie?

sobota, 29 listopada 2014

My kind of love



Jestem, chociaż mnie nie ma.
Szukam, chociaż jest na wyciągnięcie ręki.
Zakładam szklaną maskę, uciekam od rzeczywistości.

Mówię to, czego nie myślę.
Myślę to, czego nie mówię.
Kocham, choć nienawidzę.
Nienawidzę, chociaż kocham.

Pragnę i odrzucam.
Podniecam obrzydzając.
Uzależniam, będąc jedynym remedium.

Wzrastam opadając.
Zakwitam usychając.
Żyję umierając.
Kocham nie kochając.

środa, 12 listopada 2014

Say you love me




Wzbijasz się. Pozwalasz, by wiatr namiętności niósł Cię wyżej. Pragniesz tego więcej. Z każdym oddechem pragniesz jeszcze więcej. Serce, wprowadzone w euforyczny stan, zaczyna bić tak szybko, jakby za chwilę miało wyskoczyć z piersi. Rozum otumaniony ogromnym wyrzutem endorfin do krwi, zaczyna się zapominać. Uciekasz przed zdrowym rozsądkiem. Oddajesz się cały. Nie wiesz, czy to ma w ogóle jakikolwiek sens. Interesuje Cię tylko to, co jest teraz, w tym jednym konkretnym momencie. 
Pragniesz, by Twoje życie było przepełnione tym słodkim stanem, nawet jeśli jest Ci niesamowicie źle, jeśli nie potrafisz sobie poradzić z samym sobą. Nawet, jeśli miałbyś robić to kosztem własnego "ja".
I nagle, bez zapowiedzi, bez ostrzeżenia, wszystko się urywa. Na chwilę zapominasz. Zapominasz o tym, co się wydarzyło. W pewnym sensie otwierasz oczy i dostrzegasz, że dla drugiej strony, byłeś tylko chwilową deską ratunku, swoistego rodzaju zabawką.
Bo przecież na koniec dnia i tak zostajesz sam. Zupełnie sam.
Pamiętaj. Nigdy nie kochaj kogoś bardziej, niż jesteś w stanie pokochać samego siebie.


Inspirations

wtorek, 28 października 2014

Room of angel




W pokoju oświetlonym tylko przez małą świecę jawiła się postać. Drobna, wychudzona, leżała na łóżku. Unieruchomiona przez skórzane pasy, bezgłośnie wołała o pomoc. Nikt nie reagował. Tylko jakaś istota, od czasu do czasu, zaglądała przez małą dziurkę w drzwiach, by sprawdzić, czy dziewczynka jeszcze żyje. Każdy, kto ujrzał jej lico, stawał się przeklęty. Czekała go niechybna śmierć.
Krucha istota wiodła kiedyś bajkowe życie. Była radosna, uśmiechnięta, czasami samotna. 
Kiedy wracała do domu, do swoich braci i sióstr, do rodziców, stawała się zimna, oschła, brutalna, żądna krwi. 


I wtedy zdarzył się wypadek. Podczas jednej z awantur, została wepchnięta w płonące otchłanie domowego kominka. Ogień pokiereszował jej delikatne dziecięce ciało, zostawiając kilka małych płatów skóry na jej ciele i masę blizn. Dziewczynka cierpiała. 
Nikt jednak nie wymawia już jej imienia. Klątwa Nadziei dosięga każdego.

wtorek, 21 października 2014

Crevasse



Wbij się we mnie.
Pochłoń mnie.
Ogarnij mnie całego.
Kochaj mnie. Nienawidź. Potępiaj. Ignoruj.

Rwij moją duszę na strzępy.
Maltretuj moje ciało.
Pożryj mnie, na jeden kęs.
Wyzuj. Wypluj. Zapomnij.

Podpal mnie.
Spal mnie.
Niech w popiół się obrócę.
Tylko...

nie odchodź.

Inspiration

piątek, 17 października 2014

Run




Biegniesz.
Oblany zimnym potem próbujesz uciec. Oddychasz nieregularnie. Masz obłęd w oczach.
Odwracasz głowę, by sprawdzić czy jesteś bezpieczny. Dostrzegasz oczy spragnione krwi. Ich blask Cię paraliżuje. Próbujesz krzyczeć. Bezskutecznie. Twoje nerwy są sparaliżowane.
Potykasz się. Zdzierasz skórę z ramion. Zapach krwi przyciąga oprawcę.
Czujesz jego oddech na swoim karku. Próbujesz uciec czołgając się.
Nagle Twoje ciało przeszywa ból. Wbite w dłonie ostrza uniemożliwiają Ci dalszą ucieczkę.
Jesteś skazany na łaskę swojego oprawcy.
Ten chwyta Twoje włosy. Bawi się nimi. Wącha. Wyrywa.
Z Twoich oczu po twarzy spływają łzy. Jesteś przerażony.
Krew rozpływa się po betonie. Brutalnie zostajesz odwrócony.
Po raz kolejny Twoje dłonie zostają przedziurawione przez zimną stal.
Metaliczny zapach krwi unosi się w powietrzu.
Oprawca rozcina Twoje ubrania. Zdziera je z Ciebie.
W stopy wbija kolejną parę ostrzy.
Wącha Twoje ciało. Smakuje Twoje przerażenie. Twój lęk, Twój strach.
Napawa się Twoją błagalną miną.
Na torsie ostrzem wycina znak krzyża, rozcinając tym samym Twoje ciało.
Tępy krzyk bólu dobiega jego uszu. Wzmagasz jego podniecenie, ekscytację.
Zapach świeżego ludzkiego mięsa i tłuszczu wywołuje subtelny grymas na twarzy oprawcy.
Dostrzegasz, że oblizuje sobie usta.
Zanim wydasz z siebie ostatni dech, poczujesz, jak chwyta Cię za serce.
Dla Ciebie to już koniec.
Dla oprawcy dopiero początek.
Z jego ust cieknie krew. Przeżuwa Twoje surowe, martwe już serce. Ostrzem wodzi po Twoim nagim ciele.
Kałuża krwi wydaje przyjemny dźwięk pod naciskiem stóp.
Ściąga z Twojego ciała skórę, zakłada ją na siebie niczym płaszcz skrojony na miarę.
Obgryza Twoje kości z mięsa, zostawiając resztki na pożarcie przez psy i szczury.
Tylko metaliczny zapach krwi unosi się w powietrzu.

Inspiration

niedziela, 5 października 2014

No more I love you's



Ostatnio noce stały się cięższe.
Dni pełne niepokoju.
Ucisk na żołądku przeplata się z uczuciem emocjonalnej pustki.
I cisza. Ta tępa cisza.

Zabawne.
Jeszcze nie tak dawno temu mówiłem, że nie da się mnie bardziej zranić.
Że nic mnie już w życiu nie zaskoczy.
Że jestem odporny.

Jeszcze nie tak dawno temu mówiłem, że nie umiem płakać.
Na samą myśl, na samo wspomnienie, łzy napływają mi do oczu.

CZEMU TO TAK NIEWYOBRAŻALNIE BOLI?!

Nigdy więcej nie mów, że kochasz.

Inspirations

Na pewien czas zawieszam działalność na blogu. Wszystkich z góry przepraszam. Postaram się do Was wrócić możliwie najszybciej.


sobota, 27 września 2014

Don't



Wznoszę się i opadam. Dryfuję.
Rzeka zwana życie niesie mnie wraz ze swoim prądem.
Poddaję się mu.
Nie walczę.

Ubieram swe usta w uśmiech.
Naturalny.
Chociaż nic się nie zgadza, nic nie jest tak, jak powinno, uśmiecham się.
Próbuję znaleźć resztki optymizmu w sobie.

Zbyt długo skupiałem się na tym co mnie drażni.
Do tego stopnia, że przestałem dostrzegać pojedyncze promyki słońca próbujące przebić się przez grubą warstwę chmur.

Zbyt długo starałem się dopasować do innych.
Do tego stopnia, że to kim jestem naprawdę stawia mnie w bardzo niekorzystnym świetle, odsuwając tym samym wszystkich, na których mi zależy.

Mimo zmęczenia, mimo strachu, mimo osamotnienia.

Dryfuję. Uśmiecham się. Żyję.

poniedziałek, 22 września 2014

Lost stars



Jestem już zmęczony.
Ciągłą walką o cokolwiek.
Zdobywaniem wszystkiego, chociaż zawsze ktoś mi sypie piasek w oczy.

Zgubiłem się gdzieś.
Pomiędzy.
Jestem wyrwany z kontekstu.

Bolą mnie nerwy.
Mięśnie parzą.
Kości kruszeją.

Wszystko we mnie się cofa.
Odbija kwaśną czkawką.

Próbowałem.
Odpuszczam.

czwartek, 18 września 2014

Death makes us alive




Tępy krzyk wypełnił ściany pokoju. Na jego środku stoi krzesło, na nim obdarta z nadziei kobieta.
Jej brązowe włosy opadają beznamiętnie na ramiona. Oczy zachodzą łzami. Jej ręce i nogi przywiązane są do sznurów, zmuszając ją tym samym do rozciągania wszystkich swoich mięśni i ścięgien. Od czasu do czasu podkręcam korbę, która sprawia, że jej kości zaczynają trzaskać.
Bawię się tym widokiem. Podniecam. Chcę więcej. Odzieram ją z ubrań. Pisk przerażenia przenika moje uszy. Cóż za cudowny dźwięk! Chwytam w dłoń tępy nóż kuchenny. Zimnym metalem smagam jej ciało. Jej skóra okryła się gęsią skórką. Chwytam pukiel jej włosów i ucinam. Kontynuuję zabawy nożem. Robię nacięcie na wysokości wzgórka łonowego, prowadzę je wyżej, aż do mostka. Świeża krew zalewa jej ciało. Ręką duszę jej krzyk. Podduszam moją ofiarę. Poprawiam nacięcie kilka razy, chcę, aby było głębsze. Kobieta mdleje. Wkładam w ranę rękę. Wyciągam trzewia. Usuwam je z organizmu. Trwale. Zostawiam jedynie serce. Obdzieram ciało ze skóry. Chcę zobaczyć każdy jej mięsień. Filetuję jej ciało. Preparuję kości. Zaczyna mnie nudzić ta zabawa. Polewam więc zbesztane zwłoki benzyną. Każdy milimetr pokryty jest przez tę cudowną ciecz. Zapach płonącej krwi i benzyny wypełnia mi nozdrza. Wprowadza mnie w euforię. 
W końcu śmierć, nieważne jaka, sprawia, że żyjemy.


Ze specjalną dedykacją dla K.

Inspirations

wtorek, 16 września 2014

Another nightmare



Pulsuje. W tak zabawny sposób.
Wszystko we mnie pulsuje.
Łzy napływają do oczu.
Przez mój kręgosłup przebiega zimny dreszcz.

Czoło zalewa mi pot.
Mięśnie.
Kości.
Nerwy.
Wszystko parzy i mrozi zarazem.

Krew spływa z wszystkich możliwych jam.
Wpadam w panikę.

Przerażony wizją bliskiego końca, postanawiam Ci wybaczyć.
Decyduję się zapomnieć.
Pozwalam Ci odejść.

Inspirations

piątek, 12 września 2014

Pod wlos



Rzucam się.
Miotam.
Wbijam palce pod skórę.
Kruszę wosk, który zalepia moje żyły.

Spoglądam Ci w oczy.
Jesteś piękna.
Tak niesamowicie piękna.
Obrzydzasz mnie.

Podpalasz knot świecy.
Nachylasz się nad moją raną.
Wlewasz w me ciało ciepłą ciecz.
Śmiejesz się ironicznie.

Inspirations

niedziela, 7 września 2014

Try



Zaciskam pięści.
Powstrzymuję krzyk.
Szukam bezpiecznego punktu.

Podpalam ściany.
Rozpruwam wnętrzności myśli.
Wiruję pośród płomieni.

Przeklinam świat, który stworzyłem.

sobota, 6 września 2014

Chandelier



Bezdech.
Dławię się degrengoladą.
Wypełnia mnie marazm.
Rozpalam lód.
W chłodzie ognia szukam pocieszenia.
Spijam resztki światła.
Pozwalam by ogarnął mnie mrok.

Rozcinam swoją duszę.
Nie ma dla mnie nadziei.

Inspirations

środa, 3 września 2014

The hardest part



Biorę gorącą kąpiel. Kąpię się w myślach, wspomnieniach. Tych bolesnych. Tych niechcianych. 
Myślę o tym, jakby to było nie być samotnym. 
Mam masę ludzi dookoła siebie, lecz nadal czuję niezapełnioną pustkę, która powoli zamienia się w otchłań. 
Pożera mnie. 
Czasem, choć chciałbym żeby było inaczej, wpadam w panikę.
Jestem przerażony myślą, że tak może już zostać na zawsze.
Ludzie przychodzą i odchodzą.
Jednak potrzebują kogoś, kto będzie dla nich kotwicą. Kogoś, kto utrzyma ich przy życiu na tym padole łez. Kogoś, kto będzie dla nich rodziną.

Inspirations

środa, 27 sierpnia 2014

Say something



We mgle zanikam. Wypalam się.
Stąpam po kruchym lodzie.
Żyję.
Odczuwam.
Próbuję.
W otchłani myśli buduję mapę.
Bez celu.
Bez kresu.
Rysuję portrety wyśnionych postaci.

Odejdź, zanim będzie za późno.

sobota, 23 sierpnia 2014

Brother




Patrzę tępo przed siebie. Myśli wbijają się niczym żyletki. Jest ich za dużo. Dużo za dużo. Uniemożliwiają mi oddzielenie rzeczywistości od nich samych. 
Zamykają mnie w złotej klatce. 
Odpychają ode mnie innych ludzi.
Balansuję na granicy obłędu, a lina po której stąpam jest nadzwyczaj śliska. 
Wyciągam rękę w powietrzu, by ktoś mógł mnie za nią chwycić.
Czekam. 
Czekam na przejaw litości, której tak bardzo nienawidzę. 
Szukam własnego cienia. Bezcelowo.
Skóra schodzi z mojego ciała, obnażając moje trzewia. 

Ogrzej mnie, zanim umrę z zimna.

Inspiration

czwartek, 21 sierpnia 2014

Yours



Jesteś wszędzie.
W każdej pojedynczej chmurze, w każdym promieniu słońca.
Jesteś w każdym szepcie, w każdym dotyku.
W każdej książce i we wszystkich filmach.
Jesteś w każdym dźwięku i każdej ciszy.
W każdej ranie i bliźnie.
Jesteś płomieniem, deszczem, bryzą.
Jesteś, chociaż cię nie ma.
Czuję, choć nie widzę.
Widzę, choć nie dotykam.
Tworzysz akompaniament dla mojego życia, chociaż nie masz nut.
Wyciągam ręce, gdy zaczynam się topić.
Oddycham myślami o tobie.
Zjadam każdy nerw.
Z tęsknoty usycham.

Jesteś wszędzie.

Inspiration

wtorek, 19 sierpnia 2014

Fancy



Przeczesuję palcami włosy. Poprawiam je.
Nakładam na twarz delikatny makijaż.
Muszę wyglądać idealnie.
Starannie prasuję ubrania. Z dużą dozą ostrożności zakładam je na siebie. Nie chcę ich za bardzo wygnieść.
Wylewam na siebie dużą ilość perfum.
Muszę wyglądać idealnie.
Wkładam klucz w zamek drzwi. Przekręcam. Ubieram na usta uśmiech.
Wsiadam do windy.
Muszę wyglądać idealnie.
Spoglądam w lustro. Ostatnie poprawki.
Muszę wyglądać idealnie.
Czuję się niepewnie. Uśmiech delikatnie blaknie.
Muszę wyglądać idealnie!
Wychodzę przed blok. Pewnym krokiem idę przed siebie.
Spotykam Ją. Dalej się uśmiecham.
Muszę wyglądać idealnie.
Dotyka mnie. Moje ciało przechodzi zimny dreszcz.
Nerwowo obgryzam wargi. Czuję, jak w moim ciele roi się od larw.
Muszę wyglądać idealnie.
Potrząsam głową. Drapię się po ramionach.
Larwy wiją się i prężą. Łaskoczą skórę, drażnią nerwy, otępiają zmysły.
Muszę wyglądać idealnie.
Ona się uśmiecha. Ja mam w oczach łzy.
Muszę wyglądać idealnie.
Upadam na ziemię. Brudzę ubranie. Targam włosy. Niszczę buty.
Ona nie dba o to, czy wyglądasz idealnie.
Błagasz o litość. O jeszcze chwilę. Nie prosisz o kolejną szansę.
Ona nie dba o to, czy wyglądasz idealnie.
Na próżno skargi. Odchodzisz w nicość.
I już nikt nie dba o to czy wyglądasz idealnie.

Inspiration

piątek, 1 sierpnia 2014

We are ghosts




Czy zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest upaść z przykładowo dziewiątego piętra? Czy wyobrażałeś sobie, jakie to musiałoby być uczucie? Myśląc o tym, odczuwałeś lęk czy może ekscytację?
Wsłuchiwałem się w dźwięki deszczu uderzające o betonową skorupę Ziemi. Spoglądałem w bezdenną otchłań nieboskłonu. Zaciągając się dymem z papierosa zacząłem przebierać nogami w powietrzu. Myślałem - wystarczy tylko troszkę pochylić się do przodu. Nie będzie bolało. Nie wpadnę przecież w panikę. Robię to dla innych.
Poczułem wtedy ciepły dotyk na ramieniu. Obejrzałem się za siebie, jednakże nikogo tam nie było. Uświadomiłem sobie, że to dotyk dawnego mnie. Tego, którego sam zabiłem. Zamordowałem z zimną krwią.
Pozwoliłem, aby to bestia mną zawładnęła. Zrobiłem to, by pozbyć się uczuć, emocji. Tak. Chciałem przestać czuć.
Jednakże, On zawsze przy mnie jest. Zawsze w zasięgu ręki. Kiedy zaczynam wątpić, wskazuje mi drogę. Kiedy się boję - pociesza. Ogrzewa mnie, gdy mi zimno. Jest obok, gdy czuję się samotny. Żyje w mojej podświadomości. Jest jej integralną częścią. Elementem, którego nie jestem w stanie zabić, bo za każdym razem, gdy o tym pomyślę, On przywołuje wszystkie te ciepłe wspomnienia, dzięki którym wiem, że warto żyć.
Przepuszczam więc moje życie przez palce. Oddycham, jem, piję. Załatwiam wszystkie fizjologiczne potrzeby. Nie czerpiąc z tego jednak żadnej przyjemności.
Żyję tak, by w ostatecznym rozliczeniu, wyszedł chociaż na przysłowiowe zero.

Inspiration

piątek, 25 lipca 2014

Don't bother



Topisz się. Próbujesz się wydostać na powierzchnię. Nerwowo machasz rękoma w powietrzu. Nie wiesz, czy znajdujesz się pod wodą, nad nią, czy gdzieś indziej, w jakiejś innej nienamacalnej materii. Przepływa ci coś przez palce. Próbujesz uchwycić to w dłoni, zaciskasz ją mocniej i mocniej i mocniej i mocniej... Aż w końcu zaczynasz przebijać paznokciami skórę.
Krew delikatnie sączy się strużkami po twoich bezwiednie rozluźnionych palcach.
Kap. Kap. Kap.
Słyszysz dźwięk, lecz nie widzisz gdzie lub na co spływa sok wypełniający twoje ciało.
Nerwowo zaczynasz oblizywać palce. Metaliczny posmak rozgrzewa twoje usta, przyprawiając cię jednocześnie o odruchy wymiotne.
Jesteś w stanie zahamować ten odruch.
Twój umysł wypełnia słodka pustka. Stan, który tak bardzo kochasz. Stan, do którego dążysz. Stan, który jest dla ciebie jak katharsis i Nirvana w jednym.
Zaczyna ci się kręcić w głowie. Świat wiruje, kołuje się, mieszają się barwy.
Nagle twoja świadomość do ciebie wraca i zdajesz sobie sprawę, że robisz z siebie idiotę na pogrzebie.

Inspirations

czwartek, 24 lipca 2014

Whisper



Mrugnięcie okiem zajmuje kilka milisekund. Wdech zajmuje trochę więcej czasu. Zakochanie się w kimś zajmuje jedna dziesięciotysięczna sekundy. Impuls chemiczny płynący przez nasze neurony potrzebuje mniej czasu niż mrugniecie okiem. Cale nasze ciało zaczyna odczuwać skutki tego stanu. Zaczynają nam drżeć ręce. Nasz oddech niesamowicie przyspiesza. Zaczynamy odczuwać dziwny niepokój. W końcu nie jest to tak do końca naturalny stan.
Uaktywniają się nasze naturalne mechanizmy obronne - jak gdyby nasze ciało zajmowała jakąś choroba. Boimy się zaangażować, w końcu nie raz dostaliśmy po dupie. Ostatecznie znajdujemy się na rozdrożu.
Jedna z tych ścieżek może prowadzić do szczęścia przy boku drugiej osoby (chociaż nigdy nie ma pewności), druga zaś, odkrywa przed nami jaskinie pozornej samotności. Wszak bycie samemu nie warunkuje tego, ze będziemy samotni,
Czasem zastanawiam się co złego jest w zakochaniu się. W kochaniu i byciu kochanym. Nawet jeśli uważamy, ze na to nie zasługujemy, to przecież doskonale wiemy, ze jest zupełnie inaczej.
Nasuwa mi się jeden wniosek. Nauczmy się kochać siebie, by inni mogli pokochać nas. Otwórzmy się przed samym sobą. Obnażmy nasze ciała, pokażmy wszelkie niedoskonałości.
Upijmy się tym stanem i zacznijmy żyć.

Inspiration

niedziela, 20 lipca 2014

Scent




Wdech, wydech, Wdech, wydech. 
Liczysz do dziesięciu. Próbujesz obudzić się z tego snu. Koszmaru. Nie jesteś w stanie poruszyć choćby palcem. Każdy twój nerw jest sparaliżowany, jakby jakaś silna trucizna przejmowała kontrolę nad twoim własnym ciałem, umysłem, duszą. 
Boisz się. Jesteś wręcz przerażony. 
Nagle twoich nozdrzy dobiega pewien zapach. Jesteś przekonany, że znasz tę woń.
Odczuwasz chwilową ulgę. Rozluźniasz bezwiednie mięśnie. Czekasz na ten pełen czułości dotyk. Na smak pocałunku. 
Czujesz, że żyjesz, że kochasz, że nie ma góry, której RAZEM nie będziecie w stanie pokonać. 
Wystarczy tylko zapach, by ukoić nerwy.

piątek, 11 lipca 2014

Angel



Czasem życie nas przytłacza. Czasem ktoś powie o kilka słów za dużo. Czasem nasze myśli są naszym największym wrogiem. Czasem... Czasem się poddajemy. Próbujemy się spalić, zniszczyć, okaleczyć. Czasem wydaje się nam, że to najlepsze, najbardziej słuszne i jedyne trafione rozwiązanie.
Odcinamy się. Porzucamy wszystko i wszystkich. Pogrążamy się w marazmie i letargu.
Nie zauważamy, bądź udajemy, że nie widzimy Aniołów.
Przyjaciół, rodziny, partnerów. Ludzi, którzy kochają nas bezwarunkowo. Ludzi, którzy skoczą za nami w ogień. Ludzi, którzy zawsze przy nas będą, nie ważne, jak źle będzie.
W całym naszym bólu, nie zauważamy, że inni cierpią razem z nami. Nasze cierpienie wydaje nam się naszym własnym.
Boimy się otworzyć. Obnażenie swojej duszy nie należy do najłatwiejszych, ale zamykanie jej w betonowej klatce wcale nie pomaga. W końcu z tej klatki nie będzie wyjścia. Zamkniemy się w sobie na zawsze i pozwolimy naszej skonfundowanej, poranionej, osamotnionej duszy umrzeć w męczarniach. Obwiniając cały świat za taki stan rzeczy.
Przestaniemy czuć, odczuwać. Przestaniemy żyć. Pozostanie tylko wegetacja.
Z duszą jest, jak z pięknym kwiatem. Niepodlewana usycha. Wmawianie sobie, że nie jest się zdolnym do odczuwania najgłębszych uczuć osusza korzenie, z których rośniemy. Odcina liście, nacina łodygi, obrywa płatki.
Czasem warto przyznać, że potrzebuje się pomocy. W końcu prawdziwą siłą jest przyznanie się przed samym sobą i innymi, że się sobie nie radzi, niż udawanie cudownie magicznej, ciepłej, silnej, otwartej osoby. Być może to drugie rozwiązanie pomaga, ale do czasu. Do czasu, gdy w końcu się obudzimy i zorientujemy się, że Ci którzy nas kochali, odeszli.
Jedna dusza karmi drugą, druga trzecią, trzecia czwartą i tak dalej. Tworzą w końcu zamknięty krąg. Jeśli jedna dusza obumiera, obumierają z nią inne. Te silniejsze odcinają się. Te słabsze, odchodzą w nicość.
Nie bójmy się przyznawać do swoich porażek. Nie bójmy się kochać. Nie pozwólmy naszym duszom umrzeć.

Inspiration

piątek, 4 lipca 2014

Sirens



Kręcę się w kółko. Zupełnie jak na fotelu obrotowym. Zwalniam, odpycham się, kręcę. 
Zwalniam, odpycham się, kręcę, zwalniam, odpycham się, kręcę, zwa...
Może jednak zacznę od początku.
Kiedyś umiałem się bawić według prawie każdych reguł gry. Dzisiaj jestem już bardziej wybredny. Jakby mój "smak"(?) stał się bardziej wysublimowany. Dawniej liczyła się zabawa. Żeby było wesoło, głośno, dużo osób, żeby fabuła zabawy była jak najdłuższa. Dzisiaj? Dzisiaj już sam nie wiem co się dla mnie najbardziej liczy. Czy czas zabawy? Czy może moje zaangażowanie?
Ważne jest, bym nie poczuł się krytycznie zażenowany. Oj nie. Zażenowaniu mówię nie. STANOWCZE nie. 
Już nie raz ludzkie zachowania wprawiały mnie w osłupienie (nie pierwszy i nie ostatni raz. Was z resztą zapewne też). Rozmawiając ostatnio z E. zacząłem odkrywać pokłady frustracji i zażenowania, jakie we mnie się odłożyły. Leżały gdzieś. Owiane kocem zapomnienia. Zakurzone. Odtrącone. 
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc skończył się i spokój ducha. 
Teraz szukam sposobu. 
Może napiszę książkę? "Jak pozbyć się frustracji i zażenowania ludzkością w 10 dni". 
Dochodzę jednak do wniosku, że jest to misja samobójcza. Już łatwiej chyba przekopać motyką Słońce.
Dlatego też, chciałbym zostać świetlikiem. 
Tak, dobrze przeczytałeś Czytelniku. Chcę zostać świetlikiem.
Spytasz czemu.
Moje życie byłoby jeszcze krótsze, jeszcze bardziej zabawne, a przy tym ludzie by mnie podziwiali, bo byłbym rzadko spotykany. 
Oj nie. Nie zależy mi na sławie, pieniądzach i wielkiej karierze. Nie ukrywam. Byłoby miło. 
Dlatego też być może zacznę być "szafiarzem" (czy jak to się nazywa). 
Na koniec chciałbym zadać Ci pytanie, drogi Czytelniku. Jakie teksty chciałbyś tutaj zastać? Czy wolisz może opowiadania, czy może luźne przemyślenia są dla Ciebie najbardziej komfortowe, czy też może chcesz poczytać o moim żalu, bólu, smutku, radości, szczęściu, miłości? 
Czekam na Twój komentarz, drogi Czytelniku.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Beautiful disaster




Kreślimy na mapach naszego życia pewne ścieżki. 
Odkrywamy skrzyżowania. Setki skrzyżowań. 
Na każdym z nich spotykamy kogoś. Jakąś istotę. Cudowną, bądź okropną.
Musimy podjąć decyzję. Czy zabierzemy tego kogoś w podróż razem z nami, czy tego kogoś opuścimy.
Czasem, wyjątkowo rzadko, zdarza się, że ktoś kogo zabraliśmy ze sobą, w pewnym sensie, przez nas opuszczony, zostaje w zasięgu wzroku, dotyku, słuchu. 
Uczysz się tego kogoś na nowo. Zapalasz świeczki uczuć. Odbudowujesz to co było niegdyś jakby utracone. Pozwalasz sobie czuć. Jesteś cały w strachu. Oblany potem przerażenia, nie wiesz, na co sobie możesz pozwolić, gdzie leży granica, co jest jeszcze taktowne, a co już nie. 
Przypominasz sobie, że czujesz. Odczuwasz. Chociaż miało tego w Tobie już nie być. 
Zaczynasz tęsknić. Za rytmem oddechu, za objęciem w nocy, za obecnością.
Wydaje Ci się to dziwne. A jednak. 
Jednak potrafisz wykrzesać z siebie to, co próbowałeś ujarzmić.
Czujesz się nagi. 
Obdarty ze wszystkich tajemnic.
Boisz się. Boisz się popełnić błąd, jak gdyby najmniejsza omyłka miała przekreślić Twoje szanse na szczęście. Boisz się zaryzykować. Rzucić w wir uczuć, emocji, uniesień. Boisz się, bo może boleć. A przecież ból emocjonalny jest czymś, z czym nie umiesz walczyć.
Może jednak warto zaryzykować? Dać się obedrzeć ze skóry? Zostać nagim, bez tajemnic? Czuć? Odczuwać? Tęsknić? Kochać? Śmiać się? Płakać? Wspierać? Obarczać? Być?
Może...?

wtorek, 17 czerwca 2014

Strength




Nazywamy siebie "szmatami", "kurwami", "nieudacznikami", "życiowymi ofiarami".
Topimy się w oceanie oczekiwań. Gonimy za perfekcją. Ideałem. 
Zmieniamy siebie, "naszą" rzeczywistość, ludzi dookoła nas, byleby spełnić warunki "społeczeństwa". Tak. Tego samego "społeczeństwa", które w między czasie zmieniamy. 
Czyż to nie jest dziwne? Wręcz ironiczne? 
Próbujemy dostosować kogoś/coś (niepotrzebne skreślić) do wymagań rzeczywistości, która chce zmienić nas.
Zatem moje pytanie brzmi. Jaki jest w tym sens?
Czy chodzi o to, że ktoś ma na nas zarabiać? Czy może my mamy zarabiać na kimś innym? 
Czy może mamy całe życie się męczyć z "normami", które próbujemy zmienić? Bezcelowo?
Mimo wszelkich prób i starań, nasze życie (a przez to i "naszego społeczeństwa") jest wciąż do dupy - mówiąc kolokwialnie. Spinamy się przed wszystkim i wszystkimi. Staramy się osiągnąć więcej, niż teoretycznie jesteśmy w stanie, byleby dogodzić "innym". 
Ja się pytam po co?! 
Cała ta sztuczność, tworzenie schematów, które istnieją tylko w naszej wyobraźni. 
To wszystko prowadzi nas do emocjonalnej degrengolady. W pewnym momencie zaczynamy zapominać, jaki był cel tego wszystkiego, przez co stajemy się co raz bardziej sfrustrowani. Zaczynamy palić mosty (bo przecież "tamci" nas nie rozumieją, więc nie są nam potrzebni), burzymy nasze długoletnie relacje (bo przecież do niego/niej nie dociera co się mówi, czy o co się prosi, więc ja się szarpać nie będę), niszczymy (tak naprawdę) wszystko to, co do tej pory osiągnęliśmy, zbudowaliśmy, wykreowaliśmy. Nawet jeśli było to tylko efektem działania tych sztucznych schematów, było to nasze. NASZE WŁASNE. 
W całej tej polityce życiowej "Ja Tobie Coś, Ty Mnie Coś", zapominamy o tym, że cechą ludzką jest bycie egoistycznym. 
Zabawmy się z samym sobą. Pozmieniajmy siebie tak, żeby to nam było z nami samymi dobrze. Zapomnijmy na chwilę o reszcie społeczeństwa.
Pamiętaj tylko, Drogi Czytelniku, że podróż w krainę "Egoizmu" może okazać się biletem w jedną stronę.

Inspiration

piątek, 13 czerwca 2014

Street of the waterfalls



Biegniemy przez życie. Pędzimy, poszukując jego sensu. Mijamy obce twarze, w często nieobcych miejscach. Poznajemy, uczymy, zapominamy. Schemat ten często powtarzamy, tracąc przez to ten jakże cenny czas.
Ostatnio spacerując przez miasto, zanurzyłem się w otchłani dźwięków wydobywających się z moich słuchawek. Nie słuchałem uważnie utworu. Melodia, sama w sobie, sprawiła, że czas zwolnił tętno. Wiatr, który smagał kurczowo trzymające się gałęzi liście, zaczął być jakby bardziej delikatny. Auta pędzące niczym mrówki w mrowisku, zdawały się jakby wolniejsze. Ludzie, którzy dotychczas wydawali mi się obcy, sprawiali wrażenie bliskich przyjaciół.
Zacząłem się wtedy zastanawiać. Dlaczego tak pędzimy? Dlaczego nie doceniamy tych prostych chwil? Dlaczego nie doceniamy prostych gestów? Dlaczego jesteśmy dla siebie oschli? Dlaczego...?
Wszyscy dookoła wmawiają nam, że mamy mało czasu, że musimy się spieszyć, że chwila jest ulotna.
Moim zdaniem powinniśmy zwolnić. Zwolnić tętno naszego życia. Wyrównać je. Wyciszyć.
Zacznijmy żyć, a nie przeżywać. Zacznijmy dostrzegać delikatność, zmysłowość, ulotność, piękno chwili.
To właśnie to w naszym życiu jest najpiękniejsze. Chwile. Te proste i skomplikowane. Te obce i te znane.
Każda z nich jest tak samo wyjątkowa. Nie ignorujmy ich, zacznijmy się nimi cieszyć i podziwiać.
Zacznijmy żyć.

środa, 11 czerwca 2014

First crime



Otulony kocem wspomnień, spoglądam przez okno. Wędrujące dusze śpiących dookoła ludzi, wypełniają puste już drogi i ulice. Tańczą, w towarzystwie świetlnych ogników. Zerkają na mnie ukradkiem, tak, jakby bały się tego, że je widzę. Jakby bały się tego co mogę zrobić.
Krążę myślami bez celu. Poszukuję siebie, nie znając drogi, ani mapy.
Bawię się swoim życiem, jakby było za darmo.
Bawię się ludźmi, jakby byli na zawsze.
Bawię się.
Bawię.
Może w końcu pora dojrzeć? Dorosnąć?
Może w końcu czas popełnić pierwszą zbrodnię. Zabić to płaczące, skulone, samotne dziecko we mnie?
Może w końcu czas zacząć doceniać ludzi, swoje życie, to co mam?
Może...?
Wyciągam zatem tępy nóż z szuflady. Delikatnie nacinam naskórek na moim lewym przedramieniu. Krew sączy się delikatnym strumieniem. Wbijam nóż głębiej, ponawiając czynność kilkukrotnie.
Od żył odcinam dziecięce zabawki. Z mięśni wypruwam resztki pluszu. Wrzucam je do ognia, by odeszły razem z dymem.
Czeka mnie jeszcze usunięcie tegoż dziecka z mego serca.
Zastanawia mnie, czy nie wykrwawię się z tęsknoty za nim.
W końcu jesteśmy ze sobą od zawsze.
Może... na zawsze?

Inspiration

czwartek, 5 czerwca 2014

Just a fool



Tańczę szalonego walca.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Stąpam delikatnie na palcach, byleby nie nastąpić na delikatne stopy idące takt w takt za moimi.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Szeptem, półsłówkami, rozbieram Cię ze wstydu.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Wzrokiem upijam Twe zmysły.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Pozwalam nam wierzyć, że to przetrwa.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Składam obietnice, których nie mamy zamiaru dotrzymać.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Bawię się Twoim ciałem, jakby było moją własnością.
Wiruję. Kręcę. Obracam.
Gdy melodia cichnie, uświadamiam sobie, a właściwie nam, że ten taniec nie powinien nigdy mieć miejsca.
Staję. Upadam. Wyginam.
Oddycham.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Nicest thing


Dotykiem, szeptem, pocałunkiem, smakiem, zapachem, oddechem.
Odkrywamy siebie.
Badamy.
Ignorujemy. Kochamy. Nienawidzimy. Troszczymy się. Uciekamy. Bronimy.
Budujemy dom, rodzinę, nasze małe społeczeństwo.
Szukamy własnego "ja" w innym człowieku.
Kradniemy czas.
Oszukujemy rozum i myśli.
Zakładamy na nos różowe okulary. Idealizujemy. Odplamiamy. Sklejamy. Naprawiamy.
Kreujemy. Tworzymy. 
Niszczymy. Palimy. Burzymy. Ranimy. Zabijamy.
Wracamy.
Chociaż nie wiadomo po co.
Nie widząc sensu.
Uzależniamy. Kierujemy na odwyk. Uzależniamy. Kierujemy na odwyk.................
Dotykiem, szeptem, pocałunkiem, smakiem, zapachem, oddechem.
Oduczamy nawyków. Udoskonalamy. Ewoluujemy. Zmieniamy się.
Zatracamy część własnego "ja", by móc tworzyć nowe.
Dotykiem. Szeptem. Pocałunkiem. Smakiem. Zapachem. Oddechem.
Pierwsza miłość, nigdy nie zapomniana. Nigdy nie spełniona. Nigdy nie do końca zniszczona.
Dotykiem. Szeptem. Pocałunkiem. Smakiem. Zapachem. Oddechem.
Najpiękniejszą rzeczą na świecie.

sobota, 24 maja 2014

World in your hands



Delikatnie, po cichu, na palcach skradasz się za mną. Szepczesz mi do ucha nieprzyzwoite słowa. Sprawiasz, że oblewam się zimnym potem. Pieścisz swoim dłońmi moje włosy. Czasem chwycisz nieco mocniej, zbyt mocno. Sądzisz, że masz mnie w swoim władaniu, że mnie zdobyłaś. Tańczysz wokół mnie rozanielona, niezmiernie szczęśliwa. Twoja długa suknia wije się i trzepocze. Warstwy tiulu łaskoczą moją gołą skórę. 
Rechoczesz śmiechem szaleńca. Jesteś obca, nieprzytomna. Nie widzisz mnie, choć patrzysz na mnie i przeze mnie. Czujesz ciepło mojego ciała, mimo tego, że już jest prawie zimne. Napawasz się zapachem spalenizny i zgnilizny, choć moje ciało nie spłonęło i nie zaczęło się rozkładać. 
Tworzysz iluzję rzeczywistości, która niewiele ma z nią właściwie wspólnego. 
Nucisz psychodeliczne melodie, używasz słów, których nie rozumiem. 
Mimo śmierci ciała, mój mózg stara się jeszcze myśleć, szukać ucieczki, znaleźć wyjście z tej agonii.
Odbierasz mi zmysły. Jeden za drugim. 
Już nie wiem co jest prawdą. 
Tylko czerwień miesza się z czernią. 
Czuję zapach i smak krwi. Wypełnia każdy możliwy otwór. Spływa z mego czoła. Oblewa mój tors. Sączy się niczym wartki strumień, spadając z głośnym pluśnięciem na betonową skorupę.
Wypełnia mnie strach. A Ty? Ty się bawisz w najlepsze. 
Przecież i tak, cały świat leży u Twych stóp.

"What can you ever really know of other people's souls - of their temptations, their opportunities, their struggles? One soul in the whole creation you do know: and it is the only one whose fate is placed in your hands."
- Clive Staples Lewis 

środa, 21 maja 2014

Ignorance




Są takie dni, że właściwie sam nie wiesz o co Ci chodzi i wtedy może spełnić się jeden z dwóch scenariuszy - albo zamykasz się w sobie, myślisz i ogarnia Cię zdumienie, albo szukasz, mówiąc krótko, zaczepki.
W moim przypadku dzisiejszy dzień jest tym pierwszym scenariuszem. Zastanawiającym jest temat moich rozmyśleń - mianowicie "związki".

Zakładamy setki kont na dziwnych portalach, szukamy tej "drugiej połówki pomarańczy", czy jakkolwiek tego nie nazwiemy. Jedno rozczarowanie, drugie, trzecie, piąte i tak w kółko. Ty jednak z upartością ćmy lecącej w ogień nadal szukasz. 

Schemat jest zawsze ten sam. Najpierw poznawanie się on-line. Później, jeżeli rozmowa będzie się kleić, wymiana numerami telefonów. Super, przeszliśmy na "wyższy" etap znajomości, możemy teraz do siebie dzwonić i sms'ować. Teraz trzeba być nieco ostrożnym, jeżeli chcemy się spotkać. Udało się. Jest randka, czy coś w tym stylu. Nie jest idealnie, ale jesteś w stanie przełknąć kilka przykrych uwag, nieśmiesznych żartów, czy zwyczajny brak taktu - w końcu przecież ktoś zwrócił na Ciebie uwagę, czyż nie?
Spotykacie się kilka razy. Czasem pojawia się chemia, coś zaiskrzy, jest miło i sympatycznie. 

-"Do zobaczenia, mam nadzieję?" - pytasz, po ledwie przespanej nocy.
-"Tak, oczywiście!" - dostajesz głos zapewnienia.

Rzeczywistość bardzo szybko Cię zweryfikuje. Rozmowy nagle zaczynają się robić co raz rzadsze, odnosisz wrażenie, że są jakby wymuszone. Bo przecież wcześniej potrafiliście gadać godzinami, czyż nie?
Nagle na wszystko zaczyna brakować czasu, nie masz go ani Ty, ani druga strona. Ty może byś coś znalazł, postarał się (bo przecież zależy Ci, żeby przestać szukać, prawda?), ale druga strona daje Ci do zrozumienia, że jednak chyba nie jest do końca zainteresowana Tobą tak, jak była na początku.

Nie patrzysz na to. Przecież liczysz się Ty i Twoje potrzeby. Bo przecież Ty chcesz tak dużo i tak bardzo, dajesz tyle samo, więc przecież czemu ktoś miałby tego nie chcieć?

I tu schemat się kończy, bo kończy się cokolwiek. Wszystko co do tej pory było, nagle znika, przepada, rozpływa się w powietrzu. Pozostaje Ci cierpki posmak w ustach, wrzody na żołądku, postrzępione nerwy i kolejna emocjonalna dziura w sercu. 

Mądry stwierdziłby, że po co to komu. Po co się męczyć, lepiej jest, jak jest. 
Ty jednak stwierdzasz inaczej i znowu z uporem maniaka szukasz....

poniedziałek, 19 maja 2014

Memory



Kiedyś.
Słowo, które nagminnie jest przeze mnie nadużywane, a które jest de facto wyznacznikiem mojej egzystencji. Bo wszystko jest na kiedyś. Niezależnie od czasu, w jakim go używam. W każdym z tych przypadków jest powodem smutku i tego dziwnego uczucia w klatce piersiowej, które jest jakby zaczątkiem fizycznego bólu. Wspomnieniem tego co zniszczone i tęsknotą do tego co zostanie zniszczone. Moje życie jest jednym pasmem zaburzeń i zniszczeń. Dzieje się tak głównie z mojej woli. Wśród moich dawnych, bliskich znajomych, przyjaciół, znany jestem z tego, że pale za sobą mosty. Obecni, dopiero się tego uczą. Starzy kiedyś ufali, że to chwilowy stan umysł. Nowi, obawiają się tego co nieuniknione. 
Życie z wyrokiem jest jednym wielkim kiedyś. Czekasz na ten dzień, choćby nigdy nie miał nastąpić, jak gdyby te słowa kiedyś wypowiedziane w ogole miały nie istnieć. 
Oprócz słowa kiedyś, nadużywam słowa ból. Zarówno w kontekście bólu fizycznego, jak i mentalnego. Mam pretensje do ludzi, którzy mnie ignorują, samemu zbyt często ich ignorując. Staję się przez to egocentryczny. Jednakże, czyż nie jest to efekt uboczny bólu? Czy to nie on stawia nas w tym świetle? 
Boję się zostać sam, bo kiedyś, gdy już ten dzień nadejdzie, a ból będzie nie do zniesienia, może nie być żadnej dłoni, którą będę mógł uścisnąć na znak zrozumienia. 
Wmawiam sobie, że nie zasługuję na szczęście, że nie mam prawa być z kimkolwiek. Bo przecież kiedyś, ktoś mógłby przeze mnie odczuwać ból, gdzie zapominam w tym samym momencie, jak wiele osób już w swoim krótkim życiu skrzywdziłem. 
Pamięć, jest czymś co pozwala nam wrócić na Ziemię, gdziekolwiek byśmy nie byli. Pamięć pozwala nam wyciągać wnioski na przyszłość. Pytanie brzmi, co zrobić gdy ten strach przed jutrem wywołuje paraliżujący ból?

sobota, 17 maja 2014

Nie-poko-je


Krążysz nad moim ciałem niczym wygłodniały sęp. Czekasz, aż wydam z siebie ostatni dech. 

Liczysz każdą sekundę, każdy puls, każdy element ciała, który ulega rozkładowi.
Obserwujesz krew wypływającą z moich ran.
Patrzysz. Po prostu patrzysz.
Słyszysz mój krzyk, mimo to stoisz w bezruchu. Z szyderczym uśmiechem na ustach.
Podniecasz się tym, że za chwilę Ją zobaczysz.
Oszukujesz się, że to przecież dla dobra ludzkości.
Być może uda Ci się Ją powstrzymać.
Nerwowo obgryzasz wargi. Zaczynasz się niecierpliwić.
Bo ja nie chcę umierać, a Ona nie chce przyjść.
Zaczynasz się bać. Co poszło nie tak? Niepokój rozrywa Twoją duszę - a właściwie jej resztki.
Postanawiasz przyspieszyć proces przejścia.
Polewasz moje obolałe ciało benzyną. Stojąc nade mną z płonącą zapałką, przez chwilę kontemplujesz ten widok. Odnoszę wrażenie, że się boisz, Ty jednak chcesz zapamiętać każdy szczegół mojego ciała, zanim spalisz wszystko czym kiedykolwiek byłem.
W końcu jestem dla Ciebie nikim. Jedynie prostą zabawką.
Dokonujesz swego dzieła, jednak efekt jest zupełnie inny niż zamierzony.
Chcąc oswoić śmierć, pozwalasz jej, by zabrała Cie razem z sobą tam, gdzie sen staje się wiecznym.

sobota, 19 kwietnia 2014

Nomada


Wędruję. Poszukuję. Odkrywam.

Bawię się słowami, jak gdyby używanie ich nie niosło za sobą żadnych konsekwencji, jakby to zupełnie nic nie kosztowało, a przecież to gówno prawda! 
Kreujemy się na gwiazdy. Zapominamy, że spłoniemy szybciej, niż ktokolwiek dojrzy nasze światło. 
Dbamy o higienę relacji z innymi ludźmi. Po kiego chuja ja się grzecznie pytam.
Tworzymy własny świat, na własne jebane wyobrażenie, tylko po to, żeby jakiś patafian z dyplomem jakiejś podrzędnej uczelni, powiedział nam, że jesteśmy tak na prawdę chuja warci, że nie nadajemy się do "współżycia" w tym środowisku, że odstajemy, że trzeba nas zamknąć.
Ja się pytam, jakim kurwa jego zajebana mać prawem?! 
Czy to nie my decydujemy o tym co "normalne", a co nie? Czy to nie my jesteśmy "PANAMI SWOJEGO LOSU"? Szukamy czegoś, tak na prawdę nie mając bladego pojęcia czego. Nawet nie wiemy, jak to wygląda, z czym to się "je" i czy będzie nam to w ogóle potrzebne.
Boimy się żyć, oddychać, zatracić w chwili. No bo przecież jakiś inny "popierdoleniec" powie nam, że jesteśmy "popierdoleni"
To co dzieje się dookoła mnie, wywołuje we mnie tak silną frustrację, irytację i pogardę dla ludzkości, że aż mi się krew w żyłach gotuje.
Rozszczepmy nasze dusze. Potnijmy nasze ciała. 

Wędrujmy. Poszukujmy. Odkrywajmy.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Bo wszystko jest schematem


Eryk bawił się wspomnieniami, jak starą lalką. Dotykał je, obracał, wywracał, podpalał, zakopywał, naprawiał. Bawił się nimi w swojej głowie, chociaż czasem sprawiał wrażenie, jak gdyby robił to fizycznie, namacalnie.
Eryk był specyficznym chłopcem. Miał zaledwie szesnaście lat. Bóg, ani geny, nie obdarzyły go wysokim wzrostem. Rówieśnicy żartowali z niego, byli gdzieś o głowę wyżsi. Nie dostało mu się też zbyt zbyt wiele wdzięku. Miał za to niesamowite oczy. Oczy, które przykuwały uwagę każdego. Zagnieździł się w nich smutek, żal, samotność, czasem można było dostrzec otępienie, niemniej, były to wciąż oczy dziecka. 
Chłopiec był niesamowicie nieśmiały, wręcz bał się ludzi, do tego stopnia, że jego "wspaniałomyślni" rodzice postanowili poddać go jakiejś "cudownej" terapii. Eryk był jednak dzieckiem o ogromnie rozwiniętej zdolności analizowania, dedukowania. Całkiem nieźle szło mu odczytywanie mowy ciała. Dlatego też, za każdym razem, gdy jego rodzice mówili mu, że to: "już ostatni raz", że "wszystko się zmieni", był w stanie z prawie stu procentową skutecznością i pewnością przewidzieć bieg wydarzeń.
Wspomnienia Eryka były, tak na prawdę, jego jedyną, acz ulubioną zabawką. To była jedyna rzecz i jedyny czas, który mógł nazwać całkowicie jego. Wtedy znikał. Zamykał się w małym świecie. Nie trwało to długo. Nigdy nie mógł nacieszyć się nimi dostatecznie. Zawsze pozostawał niedosyt.
-PORA WIDZEŃ!!- dobiegł jego mózgu głos. Obcy, żeński, brutalny niczym tępa żyletka wbijająca się w skórę. Jego wzrok nie rejestrował niczego oprócz wspomnień, był w swoim świecie. Nagle "czas zabawy" się skończył.
Krzyk. Ukłucie. Krew spływająca wolnym strumieniem po ramieniu. Tylko przez chwilę.
-Znowu zawijają mnie w ten śmieszny sweterek. I jak ja mam się teraz bawić?- pomyślał.
I tak w kółko. W końcu w szpitalu dla obłąkanych wszystko jest schematyczne, czyż nie?

sobota, 29 marca 2014

Unmade bed



Spoglądała na Nią ukradkiem. Jakby się bala. Odtrącenia, osamotnienia, odrzucenia. 
Tak bardzo szukała w Niej akceptacji, odrobiny zrozumienia. Chciała być dla Niej wszystkim.
Dla Niej stała się upiornym szkieletem, pozbawionym jakichkolwiek oznak ludzkości.
Dawniej była szalona dziewczyna, pełna energii, radości, uśmiechu. Zdecydowanie pełna miłości.
Odkąd zaczęła się z Nia przyjaźnić, kochać, szarpać, stała się zupełnie inna, jakby się przepoczwarzała z pięknego motyla w obrzydliwa larwę.
Czarna Dama nie jest najlepsza kochanka, ni tez przyjaciółka. 
Zostawia w nas smutek, pustkę, ból, wściekłość, rozgoryczenie.
Zostawia nas samych z cierpieniem. 
Jedyne co po Niej pozostaje to łózko, którego nikt nie zaściela.


"Roz­myśla­nie o śmier­ci jest roz­myśla­niem o wolności." 
- Jim Morrison 

piątek, 28 marca 2014

It's a wild world


Ze łzami w oczach patrze na ludzka degrengoladę.
Na emocjonalna zapaść.
Staram się być biernym obserwatorem, bo przecież nie naprawie całego świata, nawet jeśli bardzo będę tego chciał.
Z drugiej natomiast strony ogarnął mnie niesamowity marazm i stagnacja.
Powoli przestaje czuć, czy odczuwać.
Traktuje uczucia niesłychanie przedmiotowo.
Jak gdyby można byłoby je kupić. Za jakąś tam dziwna walutę.

Stalem się irytująco dziwny. Przytłaczający. Egocentryczny. Prześmiewczy i karykaturalny.

Próbuję poukładać swoje myśli na temat świata i społeczeństwa, w którym żyje.
Obnażamy swoja fizyczność, chyba po to, by zakryć braki emocjonalne.

Stajemy się puści, przez co jesteśmy z dnia na dzień co raz bardziej dziwni.
Niezrozumiali.
Nie potrafimy już egzystować, bo o życiu nie można tu powiedzieć, w środowisku, gdzie znajdzie się choć jedna osoba wciąż posiadająca zdolność do czucia/odczuwania.

Zastanówmy się nad sobą, zastanówmy się dokąd ten świat zmierza. 
Nie pozwólmy, aby zjechał na zły trakt.

czwartek, 6 marca 2014

Black is new black



Ostatnimi czasy dużo myślę. Dużo rozmyślam. Dużo analizuję.

Za dużo.

Myśli działają na moją niekorzyść. Są niczym ostrza niezrozumienia, które wpijają się w moją krtań, wywołując mimochodem nerwowy napad śmiechu.
Kaleczą mnie pozwalając ujrzeć światłu dziennemu moje łzawe stróżki krwi.

Otaczam się szczęściem, przepychem, miłością, troską, cierpliwością, wyrozumiałością, szacunkiem, dobrocią, kłamstwem, obłudą, złudzeniem, marazmem, rozpustą, obżarstwem, złem.
Otaczam się tym, czym przeciętny człowiek.

Mimo to, nie rozumiem. Nie potrafię odkryć. Nie widzę.

Zasłuchany w utwór nieżyjącej już brytyjskiej wokalistki - Amy Winehouse - 'Back to black', o ironio, analizuję, jak to się stało, że moje życie wypełnia pustka. Wypełnia je mimo wszystko.

Kroczę ślepymi ścieżkami z mapą w ręku. Ba! Mam nawet latarkę i GPS.

Gdzie znajduje się lekarstwo na emocjonalną ślepotę połączoną z otępieniem?
Czy w ogóle gdziekolwiek znajduje się lekarstwo?


Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.