sobota, 27 września 2014

Don't



Wznoszę się i opadam. Dryfuję.
Rzeka zwana życie niesie mnie wraz ze swoim prądem.
Poddaję się mu.
Nie walczę.

Ubieram swe usta w uśmiech.
Naturalny.
Chociaż nic się nie zgadza, nic nie jest tak, jak powinno, uśmiecham się.
Próbuję znaleźć resztki optymizmu w sobie.

Zbyt długo skupiałem się na tym co mnie drażni.
Do tego stopnia, że przestałem dostrzegać pojedyncze promyki słońca próbujące przebić się przez grubą warstwę chmur.

Zbyt długo starałem się dopasować do innych.
Do tego stopnia, że to kim jestem naprawdę stawia mnie w bardzo niekorzystnym świetle, odsuwając tym samym wszystkich, na których mi zależy.

Mimo zmęczenia, mimo strachu, mimo osamotnienia.

Dryfuję. Uśmiecham się. Żyję.

poniedziałek, 22 września 2014

Lost stars



Jestem już zmęczony.
Ciągłą walką o cokolwiek.
Zdobywaniem wszystkiego, chociaż zawsze ktoś mi sypie piasek w oczy.

Zgubiłem się gdzieś.
Pomiędzy.
Jestem wyrwany z kontekstu.

Bolą mnie nerwy.
Mięśnie parzą.
Kości kruszeją.

Wszystko we mnie się cofa.
Odbija kwaśną czkawką.

Próbowałem.
Odpuszczam.

czwartek, 18 września 2014

Death makes us alive




Tępy krzyk wypełnił ściany pokoju. Na jego środku stoi krzesło, na nim obdarta z nadziei kobieta.
Jej brązowe włosy opadają beznamiętnie na ramiona. Oczy zachodzą łzami. Jej ręce i nogi przywiązane są do sznurów, zmuszając ją tym samym do rozciągania wszystkich swoich mięśni i ścięgien. Od czasu do czasu podkręcam korbę, która sprawia, że jej kości zaczynają trzaskać.
Bawię się tym widokiem. Podniecam. Chcę więcej. Odzieram ją z ubrań. Pisk przerażenia przenika moje uszy. Cóż za cudowny dźwięk! Chwytam w dłoń tępy nóż kuchenny. Zimnym metalem smagam jej ciało. Jej skóra okryła się gęsią skórką. Chwytam pukiel jej włosów i ucinam. Kontynuuję zabawy nożem. Robię nacięcie na wysokości wzgórka łonowego, prowadzę je wyżej, aż do mostka. Świeża krew zalewa jej ciało. Ręką duszę jej krzyk. Podduszam moją ofiarę. Poprawiam nacięcie kilka razy, chcę, aby było głębsze. Kobieta mdleje. Wkładam w ranę rękę. Wyciągam trzewia. Usuwam je z organizmu. Trwale. Zostawiam jedynie serce. Obdzieram ciało ze skóry. Chcę zobaczyć każdy jej mięsień. Filetuję jej ciało. Preparuję kości. Zaczyna mnie nudzić ta zabawa. Polewam więc zbesztane zwłoki benzyną. Każdy milimetr pokryty jest przez tę cudowną ciecz. Zapach płonącej krwi i benzyny wypełnia mi nozdrza. Wprowadza mnie w euforię. 
W końcu śmierć, nieważne jaka, sprawia, że żyjemy.


Ze specjalną dedykacją dla K.

Inspirations

wtorek, 16 września 2014

Another nightmare



Pulsuje. W tak zabawny sposób.
Wszystko we mnie pulsuje.
Łzy napływają do oczu.
Przez mój kręgosłup przebiega zimny dreszcz.

Czoło zalewa mi pot.
Mięśnie.
Kości.
Nerwy.
Wszystko parzy i mrozi zarazem.

Krew spływa z wszystkich możliwych jam.
Wpadam w panikę.

Przerażony wizją bliskiego końca, postanawiam Ci wybaczyć.
Decyduję się zapomnieć.
Pozwalam Ci odejść.

Inspirations

piątek, 12 września 2014

Pod wlos



Rzucam się.
Miotam.
Wbijam palce pod skórę.
Kruszę wosk, który zalepia moje żyły.

Spoglądam Ci w oczy.
Jesteś piękna.
Tak niesamowicie piękna.
Obrzydzasz mnie.

Podpalasz knot świecy.
Nachylasz się nad moją raną.
Wlewasz w me ciało ciepłą ciecz.
Śmiejesz się ironicznie.

Inspirations

niedziela, 7 września 2014

Try



Zaciskam pięści.
Powstrzymuję krzyk.
Szukam bezpiecznego punktu.

Podpalam ściany.
Rozpruwam wnętrzności myśli.
Wiruję pośród płomieni.

Przeklinam świat, który stworzyłem.

sobota, 6 września 2014

Chandelier



Bezdech.
Dławię się degrengoladą.
Wypełnia mnie marazm.
Rozpalam lód.
W chłodzie ognia szukam pocieszenia.
Spijam resztki światła.
Pozwalam by ogarnął mnie mrok.

Rozcinam swoją duszę.
Nie ma dla mnie nadziei.

Inspirations

środa, 3 września 2014

The hardest part



Biorę gorącą kąpiel. Kąpię się w myślach, wspomnieniach. Tych bolesnych. Tych niechcianych. 
Myślę o tym, jakby to było nie być samotnym. 
Mam masę ludzi dookoła siebie, lecz nadal czuję niezapełnioną pustkę, która powoli zamienia się w otchłań. 
Pożera mnie. 
Czasem, choć chciałbym żeby było inaczej, wpadam w panikę.
Jestem przerażony myślą, że tak może już zostać na zawsze.
Ludzie przychodzą i odchodzą.
Jednak potrzebują kogoś, kto będzie dla nich kotwicą. Kogoś, kto utrzyma ich przy życiu na tym padole łez. Kogoś, kto będzie dla nich rodziną.

Inspirations