czwartek, 18 września 2014

Death makes us alive




Tępy krzyk wypełnił ściany pokoju. Na jego środku stoi krzesło, na nim obdarta z nadziei kobieta.
Jej brązowe włosy opadają beznamiętnie na ramiona. Oczy zachodzą łzami. Jej ręce i nogi przywiązane są do sznurów, zmuszając ją tym samym do rozciągania wszystkich swoich mięśni i ścięgien. Od czasu do czasu podkręcam korbę, która sprawia, że jej kości zaczynają trzaskać.
Bawię się tym widokiem. Podniecam. Chcę więcej. Odzieram ją z ubrań. Pisk przerażenia przenika moje uszy. Cóż za cudowny dźwięk! Chwytam w dłoń tępy nóż kuchenny. Zimnym metalem smagam jej ciało. Jej skóra okryła się gęsią skórką. Chwytam pukiel jej włosów i ucinam. Kontynuuję zabawy nożem. Robię nacięcie na wysokości wzgórka łonowego, prowadzę je wyżej, aż do mostka. Świeża krew zalewa jej ciało. Ręką duszę jej krzyk. Podduszam moją ofiarę. Poprawiam nacięcie kilka razy, chcę, aby było głębsze. Kobieta mdleje. Wkładam w ranę rękę. Wyciągam trzewia. Usuwam je z organizmu. Trwale. Zostawiam jedynie serce. Obdzieram ciało ze skóry. Chcę zobaczyć każdy jej mięsień. Filetuję jej ciało. Preparuję kości. Zaczyna mnie nudzić ta zabawa. Polewam więc zbesztane zwłoki benzyną. Każdy milimetr pokryty jest przez tę cudowną ciecz. Zapach płonącej krwi i benzyny wypełnia mi nozdrza. Wprowadza mnie w euforię. 
W końcu śmierć, nieważne jaka, sprawia, że żyjemy.


Ze specjalną dedykacją dla K.

Inspirations

2 komentarze: