piątek, 25 lipca 2014

Don't bother



Topisz się. Próbujesz się wydostać na powierzchnię. Nerwowo machasz rękoma w powietrzu. Nie wiesz, czy znajdujesz się pod wodą, nad nią, czy gdzieś indziej, w jakiejś innej nienamacalnej materii. Przepływa ci coś przez palce. Próbujesz uchwycić to w dłoni, zaciskasz ją mocniej i mocniej i mocniej i mocniej... Aż w końcu zaczynasz przebijać paznokciami skórę.
Krew delikatnie sączy się strużkami po twoich bezwiednie rozluźnionych palcach.
Kap. Kap. Kap.
Słyszysz dźwięk, lecz nie widzisz gdzie lub na co spływa sok wypełniający twoje ciało.
Nerwowo zaczynasz oblizywać palce. Metaliczny posmak rozgrzewa twoje usta, przyprawiając cię jednocześnie o odruchy wymiotne.
Jesteś w stanie zahamować ten odruch.
Twój umysł wypełnia słodka pustka. Stan, który tak bardzo kochasz. Stan, do którego dążysz. Stan, który jest dla ciebie jak katharsis i Nirvana w jednym.
Zaczyna ci się kręcić w głowie. Świat wiruje, kołuje się, mieszają się barwy.
Nagle twoja świadomość do ciebie wraca i zdajesz sobie sprawę, że robisz z siebie idiotę na pogrzebie.

Inspirations

czwartek, 24 lipca 2014

Whisper



Mrugnięcie okiem zajmuje kilka milisekund. Wdech zajmuje trochę więcej czasu. Zakochanie się w kimś zajmuje jedna dziesięciotysięczna sekundy. Impuls chemiczny płynący przez nasze neurony potrzebuje mniej czasu niż mrugniecie okiem. Cale nasze ciało zaczyna odczuwać skutki tego stanu. Zaczynają nam drżeć ręce. Nasz oddech niesamowicie przyspiesza. Zaczynamy odczuwać dziwny niepokój. W końcu nie jest to tak do końca naturalny stan.
Uaktywniają się nasze naturalne mechanizmy obronne - jak gdyby nasze ciało zajmowała jakąś choroba. Boimy się zaangażować, w końcu nie raz dostaliśmy po dupie. Ostatecznie znajdujemy się na rozdrożu.
Jedna z tych ścieżek może prowadzić do szczęścia przy boku drugiej osoby (chociaż nigdy nie ma pewności), druga zaś, odkrywa przed nami jaskinie pozornej samotności. Wszak bycie samemu nie warunkuje tego, ze będziemy samotni,
Czasem zastanawiam się co złego jest w zakochaniu się. W kochaniu i byciu kochanym. Nawet jeśli uważamy, ze na to nie zasługujemy, to przecież doskonale wiemy, ze jest zupełnie inaczej.
Nasuwa mi się jeden wniosek. Nauczmy się kochać siebie, by inni mogli pokochać nas. Otwórzmy się przed samym sobą. Obnażmy nasze ciała, pokażmy wszelkie niedoskonałości.
Upijmy się tym stanem i zacznijmy żyć.

Inspiration

niedziela, 20 lipca 2014

Scent




Wdech, wydech, Wdech, wydech. 
Liczysz do dziesięciu. Próbujesz obudzić się z tego snu. Koszmaru. Nie jesteś w stanie poruszyć choćby palcem. Każdy twój nerw jest sparaliżowany, jakby jakaś silna trucizna przejmowała kontrolę nad twoim własnym ciałem, umysłem, duszą. 
Boisz się. Jesteś wręcz przerażony. 
Nagle twoich nozdrzy dobiega pewien zapach. Jesteś przekonany, że znasz tę woń.
Odczuwasz chwilową ulgę. Rozluźniasz bezwiednie mięśnie. Czekasz na ten pełen czułości dotyk. Na smak pocałunku. 
Czujesz, że żyjesz, że kochasz, że nie ma góry, której RAZEM nie będziecie w stanie pokonać. 
Wystarczy tylko zapach, by ukoić nerwy.

piątek, 11 lipca 2014

Angel



Czasem życie nas przytłacza. Czasem ktoś powie o kilka słów za dużo. Czasem nasze myśli są naszym największym wrogiem. Czasem... Czasem się poddajemy. Próbujemy się spalić, zniszczyć, okaleczyć. Czasem wydaje się nam, że to najlepsze, najbardziej słuszne i jedyne trafione rozwiązanie.
Odcinamy się. Porzucamy wszystko i wszystkich. Pogrążamy się w marazmie i letargu.
Nie zauważamy, bądź udajemy, że nie widzimy Aniołów.
Przyjaciół, rodziny, partnerów. Ludzi, którzy kochają nas bezwarunkowo. Ludzi, którzy skoczą za nami w ogień. Ludzi, którzy zawsze przy nas będą, nie ważne, jak źle będzie.
W całym naszym bólu, nie zauważamy, że inni cierpią razem z nami. Nasze cierpienie wydaje nam się naszym własnym.
Boimy się otworzyć. Obnażenie swojej duszy nie należy do najłatwiejszych, ale zamykanie jej w betonowej klatce wcale nie pomaga. W końcu z tej klatki nie będzie wyjścia. Zamkniemy się w sobie na zawsze i pozwolimy naszej skonfundowanej, poranionej, osamotnionej duszy umrzeć w męczarniach. Obwiniając cały świat za taki stan rzeczy.
Przestaniemy czuć, odczuwać. Przestaniemy żyć. Pozostanie tylko wegetacja.
Z duszą jest, jak z pięknym kwiatem. Niepodlewana usycha. Wmawianie sobie, że nie jest się zdolnym do odczuwania najgłębszych uczuć osusza korzenie, z których rośniemy. Odcina liście, nacina łodygi, obrywa płatki.
Czasem warto przyznać, że potrzebuje się pomocy. W końcu prawdziwą siłą jest przyznanie się przed samym sobą i innymi, że się sobie nie radzi, niż udawanie cudownie magicznej, ciepłej, silnej, otwartej osoby. Być może to drugie rozwiązanie pomaga, ale do czasu. Do czasu, gdy w końcu się obudzimy i zorientujemy się, że Ci którzy nas kochali, odeszli.
Jedna dusza karmi drugą, druga trzecią, trzecia czwartą i tak dalej. Tworzą w końcu zamknięty krąg. Jeśli jedna dusza obumiera, obumierają z nią inne. Te silniejsze odcinają się. Te słabsze, odchodzą w nicość.
Nie bójmy się przyznawać do swoich porażek. Nie bójmy się kochać. Nie pozwólmy naszym duszom umrzeć.

Inspiration

piątek, 4 lipca 2014

Sirens



Kręcę się w kółko. Zupełnie jak na fotelu obrotowym. Zwalniam, odpycham się, kręcę. 
Zwalniam, odpycham się, kręcę, zwalniam, odpycham się, kręcę, zwa...
Może jednak zacznę od początku.
Kiedyś umiałem się bawić według prawie każdych reguł gry. Dzisiaj jestem już bardziej wybredny. Jakby mój "smak"(?) stał się bardziej wysublimowany. Dawniej liczyła się zabawa. Żeby było wesoło, głośno, dużo osób, żeby fabuła zabawy była jak najdłuższa. Dzisiaj? Dzisiaj już sam nie wiem co się dla mnie najbardziej liczy. Czy czas zabawy? Czy może moje zaangażowanie?
Ważne jest, bym nie poczuł się krytycznie zażenowany. Oj nie. Zażenowaniu mówię nie. STANOWCZE nie. 
Już nie raz ludzkie zachowania wprawiały mnie w osłupienie (nie pierwszy i nie ostatni raz. Was z resztą zapewne też). Rozmawiając ostatnio z E. zacząłem odkrywać pokłady frustracji i zażenowania, jakie we mnie się odłożyły. Leżały gdzieś. Owiane kocem zapomnienia. Zakurzone. Odtrącone. 
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy, więc skończył się i spokój ducha. 
Teraz szukam sposobu. 
Może napiszę książkę? "Jak pozbyć się frustracji i zażenowania ludzkością w 10 dni". 
Dochodzę jednak do wniosku, że jest to misja samobójcza. Już łatwiej chyba przekopać motyką Słońce.
Dlatego też, chciałbym zostać świetlikiem. 
Tak, dobrze przeczytałeś Czytelniku. Chcę zostać świetlikiem.
Spytasz czemu.
Moje życie byłoby jeszcze krótsze, jeszcze bardziej zabawne, a przy tym ludzie by mnie podziwiali, bo byłbym rzadko spotykany. 
Oj nie. Nie zależy mi na sławie, pieniądzach i wielkiej karierze. Nie ukrywam. Byłoby miło. 
Dlatego też być może zacznę być "szafiarzem" (czy jak to się nazywa). 
Na koniec chciałbym zadać Ci pytanie, drogi Czytelniku. Jakie teksty chciałbyś tutaj zastać? Czy wolisz może opowiadania, czy może luźne przemyślenia są dla Ciebie najbardziej komfortowe, czy też może chcesz poczytać o moim żalu, bólu, smutku, radości, szczęściu, miłości? 
Czekam na Twój komentarz, drogi Czytelniku.