sobota, 24 maja 2014

World in your hands



Delikatnie, po cichu, na palcach skradasz się za mną. Szepczesz mi do ucha nieprzyzwoite słowa. Sprawiasz, że oblewam się zimnym potem. Pieścisz swoim dłońmi moje włosy. Czasem chwycisz nieco mocniej, zbyt mocno. Sądzisz, że masz mnie w swoim władaniu, że mnie zdobyłaś. Tańczysz wokół mnie rozanielona, niezmiernie szczęśliwa. Twoja długa suknia wije się i trzepocze. Warstwy tiulu łaskoczą moją gołą skórę. 
Rechoczesz śmiechem szaleńca. Jesteś obca, nieprzytomna. Nie widzisz mnie, choć patrzysz na mnie i przeze mnie. Czujesz ciepło mojego ciała, mimo tego, że już jest prawie zimne. Napawasz się zapachem spalenizny i zgnilizny, choć moje ciało nie spłonęło i nie zaczęło się rozkładać. 
Tworzysz iluzję rzeczywistości, która niewiele ma z nią właściwie wspólnego. 
Nucisz psychodeliczne melodie, używasz słów, których nie rozumiem. 
Mimo śmierci ciała, mój mózg stara się jeszcze myśleć, szukać ucieczki, znaleźć wyjście z tej agonii.
Odbierasz mi zmysły. Jeden za drugim. 
Już nie wiem co jest prawdą. 
Tylko czerwień miesza się z czernią. 
Czuję zapach i smak krwi. Wypełnia każdy możliwy otwór. Spływa z mego czoła. Oblewa mój tors. Sączy się niczym wartki strumień, spadając z głośnym pluśnięciem na betonową skorupę.
Wypełnia mnie strach. A Ty? Ty się bawisz w najlepsze. 
Przecież i tak, cały świat leży u Twych stóp.

"What can you ever really know of other people's souls - of their temptations, their opportunities, their struggles? One soul in the whole creation you do know: and it is the only one whose fate is placed in your hands."
- Clive Staples Lewis 

środa, 21 maja 2014

Ignorance




Są takie dni, że właściwie sam nie wiesz o co Ci chodzi i wtedy może spełnić się jeden z dwóch scenariuszy - albo zamykasz się w sobie, myślisz i ogarnia Cię zdumienie, albo szukasz, mówiąc krótko, zaczepki.
W moim przypadku dzisiejszy dzień jest tym pierwszym scenariuszem. Zastanawiającym jest temat moich rozmyśleń - mianowicie "związki".

Zakładamy setki kont na dziwnych portalach, szukamy tej "drugiej połówki pomarańczy", czy jakkolwiek tego nie nazwiemy. Jedno rozczarowanie, drugie, trzecie, piąte i tak w kółko. Ty jednak z upartością ćmy lecącej w ogień nadal szukasz. 

Schemat jest zawsze ten sam. Najpierw poznawanie się on-line. Później, jeżeli rozmowa będzie się kleić, wymiana numerami telefonów. Super, przeszliśmy na "wyższy" etap znajomości, możemy teraz do siebie dzwonić i sms'ować. Teraz trzeba być nieco ostrożnym, jeżeli chcemy się spotkać. Udało się. Jest randka, czy coś w tym stylu. Nie jest idealnie, ale jesteś w stanie przełknąć kilka przykrych uwag, nieśmiesznych żartów, czy zwyczajny brak taktu - w końcu przecież ktoś zwrócił na Ciebie uwagę, czyż nie?
Spotykacie się kilka razy. Czasem pojawia się chemia, coś zaiskrzy, jest miło i sympatycznie. 

-"Do zobaczenia, mam nadzieję?" - pytasz, po ledwie przespanej nocy.
-"Tak, oczywiście!" - dostajesz głos zapewnienia.

Rzeczywistość bardzo szybko Cię zweryfikuje. Rozmowy nagle zaczynają się robić co raz rzadsze, odnosisz wrażenie, że są jakby wymuszone. Bo przecież wcześniej potrafiliście gadać godzinami, czyż nie?
Nagle na wszystko zaczyna brakować czasu, nie masz go ani Ty, ani druga strona. Ty może byś coś znalazł, postarał się (bo przecież zależy Ci, żeby przestać szukać, prawda?), ale druga strona daje Ci do zrozumienia, że jednak chyba nie jest do końca zainteresowana Tobą tak, jak była na początku.

Nie patrzysz na to. Przecież liczysz się Ty i Twoje potrzeby. Bo przecież Ty chcesz tak dużo i tak bardzo, dajesz tyle samo, więc przecież czemu ktoś miałby tego nie chcieć?

I tu schemat się kończy, bo kończy się cokolwiek. Wszystko co do tej pory było, nagle znika, przepada, rozpływa się w powietrzu. Pozostaje Ci cierpki posmak w ustach, wrzody na żołądku, postrzępione nerwy i kolejna emocjonalna dziura w sercu. 

Mądry stwierdziłby, że po co to komu. Po co się męczyć, lepiej jest, jak jest. 
Ty jednak stwierdzasz inaczej i znowu z uporem maniaka szukasz....

poniedziałek, 19 maja 2014

Memory



Kiedyś.
Słowo, które nagminnie jest przeze mnie nadużywane, a które jest de facto wyznacznikiem mojej egzystencji. Bo wszystko jest na kiedyś. Niezależnie od czasu, w jakim go używam. W każdym z tych przypadków jest powodem smutku i tego dziwnego uczucia w klatce piersiowej, które jest jakby zaczątkiem fizycznego bólu. Wspomnieniem tego co zniszczone i tęsknotą do tego co zostanie zniszczone. Moje życie jest jednym pasmem zaburzeń i zniszczeń. Dzieje się tak głównie z mojej woli. Wśród moich dawnych, bliskich znajomych, przyjaciół, znany jestem z tego, że pale za sobą mosty. Obecni, dopiero się tego uczą. Starzy kiedyś ufali, że to chwilowy stan umysł. Nowi, obawiają się tego co nieuniknione. 
Życie z wyrokiem jest jednym wielkim kiedyś. Czekasz na ten dzień, choćby nigdy nie miał nastąpić, jak gdyby te słowa kiedyś wypowiedziane w ogole miały nie istnieć. 
Oprócz słowa kiedyś, nadużywam słowa ból. Zarówno w kontekście bólu fizycznego, jak i mentalnego. Mam pretensje do ludzi, którzy mnie ignorują, samemu zbyt często ich ignorując. Staję się przez to egocentryczny. Jednakże, czyż nie jest to efekt uboczny bólu? Czy to nie on stawia nas w tym świetle? 
Boję się zostać sam, bo kiedyś, gdy już ten dzień nadejdzie, a ból będzie nie do zniesienia, może nie być żadnej dłoni, którą będę mógł uścisnąć na znak zrozumienia. 
Wmawiam sobie, że nie zasługuję na szczęście, że nie mam prawa być z kimkolwiek. Bo przecież kiedyś, ktoś mógłby przeze mnie odczuwać ból, gdzie zapominam w tym samym momencie, jak wiele osób już w swoim krótkim życiu skrzywdziłem. 
Pamięć, jest czymś co pozwala nam wrócić na Ziemię, gdziekolwiek byśmy nie byli. Pamięć pozwala nam wyciągać wnioski na przyszłość. Pytanie brzmi, co zrobić gdy ten strach przed jutrem wywołuje paraliżujący ból?

sobota, 17 maja 2014

Nie-poko-je


Krążysz nad moim ciałem niczym wygłodniały sęp. Czekasz, aż wydam z siebie ostatni dech. 

Liczysz każdą sekundę, każdy puls, każdy element ciała, który ulega rozkładowi.
Obserwujesz krew wypływającą z moich ran.
Patrzysz. Po prostu patrzysz.
Słyszysz mój krzyk, mimo to stoisz w bezruchu. Z szyderczym uśmiechem na ustach.
Podniecasz się tym, że za chwilę Ją zobaczysz.
Oszukujesz się, że to przecież dla dobra ludzkości.
Być może uda Ci się Ją powstrzymać.
Nerwowo obgryzasz wargi. Zaczynasz się niecierpliwić.
Bo ja nie chcę umierać, a Ona nie chce przyjść.
Zaczynasz się bać. Co poszło nie tak? Niepokój rozrywa Twoją duszę - a właściwie jej resztki.
Postanawiasz przyspieszyć proces przejścia.
Polewasz moje obolałe ciało benzyną. Stojąc nade mną z płonącą zapałką, przez chwilę kontemplujesz ten widok. Odnoszę wrażenie, że się boisz, Ty jednak chcesz zapamiętać każdy szczegół mojego ciała, zanim spalisz wszystko czym kiedykolwiek byłem.
W końcu jestem dla Ciebie nikim. Jedynie prostą zabawką.
Dokonujesz swego dzieła, jednak efekt jest zupełnie inny niż zamierzony.
Chcąc oswoić śmierć, pozwalasz jej, by zabrała Cie razem z sobą tam, gdzie sen staje się wiecznym.